Rozwijane Menu

10 marca 2016

Norweskie podróżowanie cz. 2 - Preikestolen zimą!!!

Rano z pomiędzy chmur przebijało się słońce. Czy wróżyło to zbliżającą się ładną pogodę? Oczywiście, że tak! Szybko zjadłyśmy śniadanie i ruszyłyśmy na prom.
Dziś już bez śniegu, a za to w słońcu - domy prezentowały się bardzo fajnie.
Sonia nawet znalazła kolorowe krowy, które chciała przygarnąć. Niestety nie umiała się dogadać ;)
Wsiadłyśmy na prom i zauważyłyśmy, że nie jesteśmy jedynymi osobami, które zmierzają zobaczyć tą największą atrakcję tego regionu.
Promem płynęłyśmy około godziny. Jak tylko z niego zeszłyśmy to od razu czekał na nas autobus do Jorpeland, w którym spędziłyśmy kolejno ok. 40 minut.
Wysiadłyśmy na ostatnim przystanku autobusowym, koło portu. Okazało się, że w tym samy kierunku podróżowała grupa dziewczyn (Słowaczki), do których Beata "zagadała" bo wyglądały na bardzo zagubione. Tym sposobem przed chwilę miałyśmy swoją trzódkę, która grzecznie, gęsiego za nami człapała. Dziewczyny okazały się być mniej wytrwałe i bardzo szybko zaczęły łapać stopa z niebywale szybkim skutkiem! :) My wytrwale szłyśmy przed siebie :)
W tym dniu mieliśmy super pogodę, słoneczko świeciło i było naprawdę bardzo przyjemnie.
Po 2 godzinach (8,5 km) marszu dotarłyśmy do parkingu, z którego odchodził szlak na Preikestolen. Kiedy wszyscy schodzili w dół, my dopiero rozpoczynałyśmy naszą przygodę :)
      Zaskoczyła nas ilość zalegającego śniegu. W głowach myśli o tym, że wyciągnęłyśmy stuptuty i łopatę lawinową... Beata sprawdzała monitoringu spod Preikestolen i nie było tam śniegu... Po co to nosić? Wyciągnęłyśmy na lotnisku... Cóż...
Droga się ciągnęła i ciągnęła..kopny śnieg nie pomagał. Spotkałyśmy również wracające dziewczyny poznane w autobusie :)
Najgorsze w czasie naszej drogi były słupki z informacją ile metrów zostało nam do celu. Jest to naprawdę wkurzające jak idziesz, idziesz i praktycznie ilość metrów się nie zmienia...
W końcu się udało. Dotarłyśmy na Preikestolen. Poza nami były tam jeszcze dwie inne osoby (z Polski), które od razu się "zmyły" pozostawiając nas sam na sam z fjordem LYSEFJORDEN. 
Trzeba przyznać, że zrobiło to na nas wrażenie... zwłaszcza wąska i oblodzona ścieżka prowadząca na Pulpit Rock.
Ponieważ zaczął się wzmagać wiatr, zaczęłyśmy szukać miejsca pod namiot. Niestety było to dość utrudnione ponieważ w koło było sporo nawianego śniegu, a my nie miałyśmy nic czym mogłybyśmy kopać... poza litrowym kubkiem i własnym rękami.
Metody kopania były różne: nogami, rękami, kubkiem, skacząc by ugnieść platformę  - dobre dwie godziny zajęło nam wykopanie dziury pod namiot... 
Jeszcze wieczorem ostatnie spojrzenie na fjord który ukazał się nam w zachodzącym słońcu i do spania :) Jak tylko ułożyłyśmy się w śpiworach zaczęło wiać. Wiało tak, że czułam jak przesuwa mi się mata pod tyłkiem, od szarpnięć namiotu :) Oczywiście najciekawszy efekt był rano kiedy okazało się, że namiot niemal cały został przysypany :)

Jeszcze ostatni raz weszłyśmy na ambonę!
Namiot był tak przysypany, że ani wiatr nie był w stanie go porwać mimo wyciągniętych rzeczy, ani my  wyciągnąć do złożenia o_O. Jak tylko się udało "uciekłyśmy" na dół. 
Śniadanie zjadłyśmy na dole i ruszyłyśmy w stronę Jorpeland.
Im niżej schodziliśmy tym coraz fajniejszą pogodę miałyśmy :)
Na autobus nie musiałyśmy czekać długo. Oczywiście znowu był on skomunikowany z promem więc przesadziłyśmy tyłki z bus'a na prom i płynęłyśmy do Stavanger.
Małe zakupy i już byłyśmy w drodze do naszych dobrodziejów :) Opowiedziałyśmy nasze przygody, pokazałyśmy zdjęcia i dowiedziałyśmy się, że pogoda trafiła nam się lepsza niż w lipcu.

Krótki przewodnik jak dojechać na Preikestolen:  http://www.loter.pl/dojazd-na-lotnisko-stavanger-preikestolen

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz