Kuba to praktycznie miasta wpisane na światową listę UNESCO. Tak też jest z Cienfuegos, ale żeby nie było nam za nudno, nasz nocleg na Playa Giron nie był adekwatny z pinezką na mapie (kiedyś pytaliśmy się Pana w Norwegii "gdzie są renifery?" - odpowiedział nam "far away, far away" - tak też czułyśmy się tym razem).
Z Trinidadu kierujemy się w stronę morza Karaibskiego. Jedziemy do miejscowości Playa Giron.
Żeby się tam dostać, musimy zdobyć bilety na Viazula (6 CUC/os). Skoro świt udajemy się na dworzec, pełne obaw, że może już być za późno....(raptem czekamy tylko godzinę nie łapiąc się na pierwszego busa)
Całe szczęście udało nam się kupić bilety. Żeby dostać się do Playa Giron, musimy najpierw pojechać do Cienfuegos.
Cienfuegos (Perła Południa) to kolejne miasto, którego starówka została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Wokół parku/placu Jose Marti, można zobaczyć m.in. teatr, muzeum, katedrę, dość majestatyczną siedzibę władz miasta i dom kultury. Ponadto na placu często odbywają się sesje zdjęciowe z okazji Quinceañery czyli obchody z okazji 15 urodzin dziewczyn. Wg kultury, uroczystość ta symbolizuje wejście dziewczyny w dorosłość.
Nam udało się zobaczyć klika takich sesji. Zważywszy na panująca temperaturę i pot lejący się po plecach, jubilatka "trzymała" się dzielnie.
Dla kontrastu warto przejść się obrzeżami miasta. Ku zdziwieniu, znalazłyśmy sporo tzw. "casa de abuelos" w wolnym tłumaczeniu "dom dziadków", a tłumacząc na nasze "dom spokojne starości".
Nie ma nic bardziej orzeźwiającego niż zimne piwko. Bucanero - koneserom nie polecane, dla zaspokojenia pragnienia - doskonałe!
W końcu! Nasz POLSKI FIAT 126P
Żeby nie paść z nudów coś trzeba było robić...(będąc 1,5h przed odjazdem bo tak trzeba!) Wyzwaniem okazało się znalezienie sklepu spożywczego. Udało nam się namierzyć jeden kilka kilometrów od dworca Vizul. Zaskoczyła nas ilość oczekujących na autobusy, poczekania była pełna. Szybko jednak okazało się, że akurat nadawany na żywo był mecz baseball'u :) Miejscowym podobało się też przelewanie i mieszanie drinka rumowego :)
Brak entuzjazmu na twarzy to wina... RYŻU... ;)
Wieczorem dotarłyśmy do Playa Giron. Ku zdziwieniu, niejaki Vilfred, u którego zabukowałyśmy sobie nocleg, czekał na nas na przystanku razem z dwiema rowerowymi rykszami. Rozbawione całą sytuacją, postanowiłyśmy skorzystać z podwózki. W końcu nasz nocleg ma być tuż nad morzem, a do morza przecież niedaleko. I tu kolejne zdziwienie.... jedziemy i jedziemy.... zamiast w stronę morza, to oddalamy się od niego... Okazało się, że "kolega" Vilfred nieco przycwaniaczył stawiając na mapie googla pinezkę blisko morza. Dlatego też przyjechał po nas na przystanek... A zamiast 100 m do morza był prawie kilometr, ale w ramach rekompensaty ów jegomość zaproponował nam darmowe rowery...nie mylić z rikszami za które musiałyśmy zapłacić (2x3CUC).
Wieczorem skoczyłyśmy do "centrum" by coś zjeść :)
CIOCIA DOBRA RADA:
- niedaleko głównego skweru w Cienfuegos, jest bank - można w nim wymienić kasę;
- na skwerze Jose Marti jest internet;
- pinezki lokalizacyjne na bookingu, nie zawsze odzwierciedlają dokładny adres...- kupując bilet na Viasula w Playa Giron (bo tutaj jest punkt) można bez problemu wsiąść w Playa Larga trzeba tylko poinformować Panią w obsłudze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz