Środa - dzień dojazdowy, w tym dniu poznawałyśmy się. Integracja pełną gębą! :)
Czwartek
Zaczęłyśmy warsztatami rozwojowymi, które prowadziła niezastąpiona Ada (Ada, której wszystko wypada).
O godzinie 10 wyruszyłyśmy na szlak, który miał nas rozruszać. Trasa wiodła czerwonym szlakiem z Cisowa do Łagowa. Była łatwa z dwoma podejściami i kilkoma punktami widokowymi np. na Górze Zamczysko. Na trasie mieliśmy wiele postojów połączonych z warsztatami rozwojowymi. W tym dniu poznałyśmy uczestniczki w sposób inny niż poznaje się drugą osobę w zwykłym kontakcie, a dokładnie poznałyśmy w jaki sposób chodzą, jakie tempo jest idealne dla nich, ile potrzebują czasu na regeneracje sił czy odpoczynek.
Piątek
Był dniem poświęconym odpoczynkowi. Z Piotrowa malowniczymi polami przeszliśmy do Jaskini Zbójeckiej, z którą związana jest legenda o strasznym rozbójniku, postrachu okolicznych wiosek Madeju który dowiedziawszy się o karze jaka na niego czeka postanowił się zmienić i odkupić swoje grzechy.
Jaka to była kara? zapewne zapytacie...
To było tzw. Madejowe Łoże ze stalowej kraty, najeżonej nożami, ostrzami, hakami i szydłami. Po obu końcach miało klamry do skrępowania głowy, rąk i nóg. Z dołu buchały płomienie, zaś z góry skapywała roztopiona siarka. Więcej na temat legendy znajdziecie na stronie: Legenda
Przy jaskini odbywały się warsztaty, gdzie my w tym czasie szykowałyśmy ekwipunek.
Dziewczyny miały za zadanie wejść do jaskini, oczywiście wchodziły pod naszą opieką i w kaskach. Starałyśmy się pokazać najciekawsze walory owej jaskini - stalaktyty, stalagmity, kolumny, draperie.
Sobota - Nowa Słupia - Łysa Góra - Łysica - Św. Katarzyna
Z samego rana pojechaliśmy w kierunku Nowej Słupi skąd wyruszyłyśmy w stronę Łysicy, gdzie znajdują się klasztor Benedyktynów oraz gołoborza.
Niestety nie było nam dane zobaczenie całego klasztoru (z zewnątrz) ponieważ był on w tym czasie w remoncie, na szczęście mogliśmy wejść do środka gdzie od progu witała nas restauracja (?!). Aby wejść do sali z relikwią świętego krzyża trzeba było przejść koło czarnego ołtarza. Droga powrotna (z sali z relikwią) wiodła koło sklepiku z dewocjonaliami oraz obok kawiarenki (tak, też była wewnątrz klasztoru). Największy absurd XXI w. Dalej z klasztoru wyszliśmy aby podziwiać twór przyrody nieożywionej czyli gołoborza. Aby się na nie dostać należało pokazać bilet wejścia do parku.
Dziewczyny miały za zadanie wejść do jaskini, oczywiście wchodziły pod naszą opieką i w kaskach. Starałyśmy się pokazać najciekawsze walory owej jaskini - stalaktyty, stalagmity, kolumny, draperie.
Sobota - Nowa Słupia - Łysa Góra - Łysica - Św. Katarzyna
Z samego rana pojechaliśmy w kierunku Nowej Słupi skąd wyruszyłyśmy w stronę Łysicy, gdzie znajdują się klasztor Benedyktynów oraz gołoborza.
Niestety nie było nam dane zobaczenie całego klasztoru (z zewnątrz) ponieważ był on w tym czasie w remoncie, na szczęście mogliśmy wejść do środka gdzie od progu witała nas restauracja (?!). Aby wejść do sali z relikwią świętego krzyża trzeba było przejść koło czarnego ołtarza. Droga powrotna (z sali z relikwią) wiodła koło sklepiku z dewocjonaliami oraz obok kawiarenki (tak, też była wewnątrz klasztoru). Największy absurd XXI w. Dalej z klasztoru wyszliśmy aby podziwiać twór przyrody nieożywionej czyli gołoborza. Aby się na nie dostać należało pokazać bilet wejścia do parku.
Asfaltową drogą zaszliśmy do Kakonina by stamtąd przejść cudnym szlakiem położonym na skraju lasu, który prowadził cały czas w cieniu. Kierując się w stronę Łysicy po drodze znaleźliśmy gospodarstwo, które sprzedawało świeże borówki amerykańskie ledwo nazbierane z pola. Coś pysznego!!! Na wierzchołku najwyższego szczytu gór świętokrzyskich kobiety przeobraziły się w istne czarownice latające na jednej wspólnej miotle. Swoją przygodę zakończyłyśmy w Świętej Katarzynie przy kaplicy św. Franciszka, gdzie znajduje się źródełko.
Niedziela - dzień wyjazdowy
Niestety plany, które wcześniej zakładałyśmy nie sprawdziły się poprzez bardzo wysoką temperaturę. Musiałyśmy zmienić całą wycieczkę. Za to kobiety miały więcej czasu na zakończenie swoich warsztatów. Na pewno zszokowałyśmy nie jedną osobę krzycząc, klaszcząc, udając Indianina oraz innymi dziwnymi, śmiesznymi akcjami. Podsumowaniem warsztatów było przejście do naszej agroturystyki malowniczymi polami.
Niedziela - dzień wyjazdowy
Niestety plany, które wcześniej zakładałyśmy nie sprawdziły się poprzez bardzo wysoką temperaturę. Musiałyśmy zmienić całą wycieczkę. Za to kobiety miały więcej czasu na zakończenie swoich warsztatów. Na pewno zszokowałyśmy nie jedną osobę krzycząc, klaszcząc, udając Indianina oraz innymi dziwnymi, śmiesznymi akcjami. Podsumowaniem warsztatów było przejście do naszej agroturystyki malowniczymi polami.
W czasie wyjazdu panowała bardzo fajna atmosfera - mimo upału, który swoją kulminację osiągnął w niedziele (około 36 stopni w cieniu).
Do tej pory docierają do mnie informacje od uczestniczek, którym bardzo się podobało. Mam nadzieje że w przyszłości powstanie więcej takich projektów :)
Do tej pory docierają do mnie informacje od uczestniczek, którym bardzo się podobało. Mam nadzieje że w przyszłości powstanie więcej takich projektów :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz