Rozwijane Menu

28 października 2013

Zmiana Czasu Na Hali Krupowej

Żeby nie było, że tylko tak się włóczymy same (bądź sami – w zależności od uczestników) Beata wpadła na pomysł zorganizowania wyjazdu dla większej ekipy z ramienia naszego kółka wzajemnej górskiej adoracji „NOGA ZA NOGĄ”. Akcję nagłośniono wszem i wobec.  Ku naszemu zaskoczeniu znaleźli się ochotnicy – uściślając – uczestnicZKI w postaci 9 odważnych kobiet (+ ja i Beata). W sumie 11 osób. Wyjazd w piątek po pracy z ulicy będzińskiej czyli z miejsca szumnie nazwanego „miejscem zbiórki”. Dość chaotycznie to wyglądało ponieważ niezbyt dużo czasu nam zostało. Szybkie pakowanie i z hasłem Hani na ustach „to dziewczyny (czyt. ja i Beata) do przodu, a reszta do tyłu (czyt. Hania, Marta i Monika)”. (*na miejscu miały czekać już na nas Beata z Ulą gdyż jako jedne z nielicznych miały wolny piątek i postanowiły pojechać wcześniej.)
Trasa okazała się być dłuższa niż planowałyśmy ponieważ już przed Oświęcimiem okazało, że rozpoczął się remont drogi… Nic fajnego – godzina stania w korku! W miedzy czasie zadzwoniły do nas dziewczyny z drugiego samochodu, że jechały jakąś okrężną drogą i chyba są daleko za nami. Wjechałyśmy zatem na ulubioną stację BP by tam w oczekiwaniu na zabłąkane owieczki rozkoszować się smakiem pysznej kawy. Pozostało tylko wykonanie telefonu i udobruchanie pani w schronisku, że będziemy później niż się zapowiadałyśmy i czy zapytanie czy istnieje jakaś szansa żeby nasza ciepła kolacja zaczekała? :D …całe szczęście była to kobieta o złotym sercu więc nie było problemu. Żeby nie rozpisywać się za bardzo… skrócimy trasę… Jesteśmy na miejscu. Czas otwierać szampana! Czołówki na głowy bo ciemno jak w D****, bagaż na plecy, szampan do ust i w drogę. Jak na październikową noc jest bardzo ciepło. Do tego stopnia, że postanowiłam zrzucić odzienie wierzchnie i pozostać w krótkim rękawie.
Towarzyszki nawet nie marudzą… Po drodze podziwiamy atrakcje. Począwszy od nieba pełnego gwiazd poprzez 3 salamandry (1 para i 1 singiel). Po godzinie trochę zaczęłyśmy się rozciągać więc co jakiś czas była krótka przerwa na pokrzepiające napoje żeby koniec mógł nas dogonić :D
Za ostatnie podejście chciano nas zamordować… Miało być takie łatwe, nie strome i ogólnie przyjemne… Cóż – sama zdziwiłam się, że było dość wymagające :D Już widać maleńki domek ze światełkami, dym uchodzący z komina… toż to tam! Tam czeka kolacja! Tam jest nasz ciepły, pyszny bigos!!!