Rozwijane Menu

23 lipca 2014

W pogoni za dziecięcymi marzeniami...

Myślałby kto, że przejażdżka wąskotorówką daje tyle frajdy… :)
Całą wyprawa została zorganizowana za sprawą Marty i Bogusia, którzy mieli ciekawe plany na pewną słoneczną niedzielę. Nawet nie zdążyłam się zorientować kiedy udało nam się wprosić na ową wycieczkę. Będąc dzieciakiem, kiedy to wąskotorówka przejeżdżała jeszcze przez Siemianowice mama obiecywała, że kiedyś mnie zabierze… No jakoś nie było nam dane. Gdy tylko pojawiła się taka okazja byłam gotowa do drogi niemalże od razu.
Wyjazd w niedzielę o godzinie 9-tej z Bytomia do Miasteczka Śląskiego. Podróż trwa nieco ponad godzinkę.

07 lipca 2014

Warmińsko-Mazurska przygoda kajakowa - Rzeka Łyna

Spływ kajakowy – coś czego do tej pory nie miałyśmy okazji spróbować choć bardzo chciałyśmy. Dzięki kuzynowi Beaty w końcu pojawiła się ku temu okazja. Tak naprawdę całą organizacją zajął się Ulises i Kiti. My przyjechałyśmy „na gotowe”. Miałyśmy wolny długi weekend czerwcowy tak więc wyruszyłyśmy już w środę przed Bożym Ciałem. Miejsce docelowe: GALINY mała miejscowość na mazurach niedaleko Lidzbarka Warmińskiego. U Kiti i Ulisesa byłyśmy wieczorem. Uraczyli nas przepyszną kolacją i dobrze napoili J Czekaliśmy jeszcze na kuzyna Kiti – Waldka i jego żonę Justynę, którzy przyjechali koło 21.. Plan był taki: płyniemy rzeką Łyną z Olsztyna w kierunku Bartoszyc. Pierwszy i drugi dzień po 30 – 40 km, później jakość po 20km, ale wszystko wyjdzie w planie. Z całej tej ekipy tylko my byłyśmy najmniej doświadczone w kwestii spływów kajakowych.

05 lipca 2014

Szalony weekend w Tatrach... Dolina Chochołowska

Dawno nie byłyśmy w górach… Jakoś tak się porobiło, że nasz wybór padł na Tatry. Nie wiedziałyśmy jednak gdzie dokładnie chcemy pojechać. Wszystko stanęło pod znakiem zapytania kiedy to w piątkowy wieczór zepsuł nam się samochód… Nie zastanawiałyśmy się jednak zbyt długo. W końcu babcia Beaty była w sanatorium, a jej samochód stał pod domem :) Kontynuowałyśmy piątkowe plany i poszłyśmy na koncert zespołu „strachy na lachy”. O 3 nad ranem pojechałyśmy po rodziców Beaty, którzy byli na imprezie i wróciłyśmy jakoś o 5. Plan był taki, że jedziemy skoro świt, ale jakoś nie było chętnych do prowadzenia samochodu o tak wczesnej godzinie po nieprzespanej nocy…
W góry wyjechałyśmy coś po 11:00. Aaa… kopnął nas zaszczyt i pojechałyśmy nowym samochodem rodziców Beaty – pełen lans! :P Zdecydowałyśmy, że jedziemy do Chochołowskiej.
Wieczorem docieramy do schroniska, w którym spędzamy noc, a nad ranem ruszamy w góry. Jak pomyślałyśmy to zrobiłyśmy. Koło godziny 18:00 dotarłyśmy do schroniska.