Rozwijane Menu

29 października 2014

Zmiana Czasu na Leskowcu

Czas podsumować nasz zmienno-czasowy wyjazd. Trochę czasu już minęło, trochę się wydarzyło bo to Święta, przygotowanie do Sylwestra… ale takich imprez jak „ZCN” to się nie zapomina!
Po pierwsze, pogoda: oczywiście na zmówienie. Tydzień przed wyjazdem rozpoczęłyśmy modły i inne tańce aby każdy był zadowolony! Po drugie, miejscówa: no co jak co – ale sami musicie przyznać, że schronisko na Leskowcu jest „urocze” :) Po trzecie, niezawodna Hania i jest ciasto – tym razem „ciasto puk! puk!” :)

Zacznijmy jednak od początku… Za nami drugi wyjazd z serii „zmiana czasu na…” i trzeci z kolei organizowany przez nas – Nogę za Nogą. Skąd w ogóle pomysł żeby odbyło się to właśnie na
Leskowcu? Zachęcane opowiadaniami, słynnego już Pana Tadka, o tym jakie to schronisko fajne, a że ludzie sympatyczni, że wschody słońca piękne, droga niezbyt męcząca i wiele innych zalet nie pozostało nam nic innego jak zaklepanie miejsc noclegowych. Co prawda próbowałyśmy się już dogadać z Panią latem, kiedy w schronisku panował ogólny chaos, z powodu remontu i „ataku” niedzielnych turystów, ale rozmowa pomiędzy jednym, a drugim wydanym bigosem była na tyle trudna, że postanowiłyśmy wrócić innym razem. Skończyło się na kilku telefonach :)

DZIEŃ 1
Przejdźmy do sedna. Jest 24 października, godzina 10:00 rano. Pierwsze dwa samochody wyruszają w kierunku Leskowca. Beata, Hania, Skarbonka, Marta, Monika, Kasia no i ja. Po drodze mieliśmy mały przystanek w Andrychowie, a dokładnie przy Miejskiej Informacji Turystycznej. Wysiadka z samochodu, spakowanie ekwipunku (a raczej dopięcie wszystkiego do plecaka) i w górę. 
Szlak, którym podążałyśmy jest stosunkowo krótki (aż 45min!) lecz nieco stromy. Tuż przed schroniskiem pojawiły się pierwsze „objawy” zimy. Szyli SZADŹ (wg Hani: szać, sznadź..i wszystko inne tylko nie to właściwe).

11 października 2014

Słowacja - dolina Prosiecka i Kwaczany

Wycieczka z serii „jak nie wiemy gdzie jedziemy to dzwonimy do p. Tadka” :) W tym przypadku dzwonić nie musiałyśmy ponieważ świat jest na tyle mały, że udało nam się spotkać Pana Tadka w schronisku na Leskowcu, do którego pojechałyśmy załatwić formalności z późniejszym wyjazdem Nogi za Nogą – „Zmiana czasu na Leskowcu”.

Jakże się ucieszyłyśmy widząc znajomą twarz. Od razu, korzystając z okazji, zaproponowałyśmy p. Tadkowi wyjazd w Tatry. Oczywiście się zgodził, ale stwierdził „ale po co tak daleko. Mam
lepsze miejsce – bliżej, na Słowacji”. Dłużej się nie zastanawiając umówiliśmy się na drugi dzień
(na niedzielę) na godzinę 7.00 w Suchej.
Wstałyśmy jakoś o 4:30, ogarnęłyśmy się i ruszyłyśmy w stronę Suchej Beskidzkiej. U Pana Tadka wypiłyśmy szybką kawę i ruszyliśmy dalej. Okazało się, że owe BLISKO to jednak DALEKO…
Długa podróż po 4 godzinach spania była prawdziwą męką, ale gdy już dotarliśmy na miejsce… Wtedy zaczęła się przygoda. Całą drogę rozpieszczało nas słońce. Jak na październik zjawisko nie często spotykane. Było do tego stopnia ciepło, że trzeba było się rozbierać – do krótkich rękawów! 
Początek szlaku był dość niepozorny. Szliśmy przez wielką polanę, wokół której było mnóstwo „budek łowieckich” - czuliśmy się jak jelenie pod ostrzałem :) Gdy w końcu zaczął się „właściwy szlak” od razu przypomniała nam się wizyta w Słowacki Raju. Kładki, kładeczki i drabinki. To lubimy najbardziej. I znów ta krystaliczna górska woda pod nogami.