Rozwijane Menu

18 maja 2020

Kuba dzień 10 - Playa Giron i Playa Larga

Ucieczka ku morzu czyli tanecznym krokiem salsy z deszczu wcale nie pod rynnę.
Jakoś specjalnie nie przeciągałyśmy wizyty w Playa Giron. Wilfredo wciąż był zdziwiony, że o poranku nadal nie minęło nam rozczarowanie z powodu źle postawionej pinezki na mapie googla... Skoro świt ruszyłyśmy w stronę Viazula żeby jak najszybciej znaleźć się nad morzem.
Chodząc od knajpki do knajpki przeglądałyśmy menu, w poszukiwaniu... no właśnie. Czego? Chyba chciało się nam czegoś "normalnego". I wtem dogonił nas zapach pieczonych tostów. 

 
Rozglądnąwszy się dookoła dostrzegłyśmy niewielką kawiarnię, pełną Kubańczyków. Niby kawiarnia, a jednak jakby bar... Przyglądnęłyśmy się co "tambylcy" jedzą i piją i postanowiłyśmy się rozsiąść. Na pierwszy rzut poszły dwa tosty - z tuńczykiem i z szynką (2-3CUC), a na deser Pina Colada (3CUC). Wszystko pachnące, smaczne, chrupiące i..... i z pleśnią. Po reakcji barmana doszłyśmy do wniosku, że spleśniały chleb jest u nich czymś zupełnie normalnym...
Pomimo kanapkowej wtopy, wizyta w kawiarni przysporzyła nam uśmiechu na twarzach i nieco ruchu. W końcu odbyła się pierwsza i jedyna lekcja salsy. Po wesołym śniadaniu, poszłyśmy do Viazula załatwiać bilety (ważna sprawa, w Playa Larga, nie ma biura Viazula więc jeśli cokolwiek chcecie załatwić, to musicie zrobić to w Playa Giron).
Miałyśmy kupić bilety z Playa Giron do Playa Larga, a finalnie kupiłyśmy bilety z Playa Larga do Havany (12 CUC) :) Po za kupie biletów skoczyłyśmy na plażę żeby w końcu, choć przez chwilę poczuć się jak na Karaibach, tam przemiły Pan zaoferował nam leżaki (2CUC).
Z Playa Giron do Playa Larga pojechałyśmy taksówką (20 CUC). Z kierowcą ustaliłyśmy 2 godzinny postój w połowie drogi, na zobaczenie Cenoty [senoty]. Jest to rodzaj naturalnej studni krasowej utworzonej w skale wapiennej.
Docierające do tego miejsca promienie słoneczne czyniły je jeszcze bardziej mistycznym. Wskoczyć do cenoty zdecydowały się Sonia z Beatą. Popływałyśmy chwilę i ruszyłyśmy na drugą stronę drogi, nad lazurowe morze Karaibskie.
Warunki mieszkaniowe w Playa Larga były niewątpliwie o niebo lepsze niż w "willi u Wilfreda". Przesympatyczny gospodarz niemal od razu przyprowadził swojego kolegę z domu obok. Kolega namawiał nas na obiad. Zgodziłyśmy się, ale pod warunkiem, że zamiast ryżu dostaniemy frytki z batatów :)
Po rozgoszczeniu się, skoczyłyśmy na plażę pooglądać słońce zachodzące nad Parkiem Narodowym Cienaga de Zapata.
Pomimo tego, że nie dostałyśmy obiecanych frytek z batatów (tak, był ryż), to przepyszna, gorąca zupa dyniowa wynagrodziła nam wszystko (koszt ok 40 CUC)!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz