Rozwijane Menu

01 maja 2014

Świecące oka i nocny rechot żab!

Długi weekend, wielkie plany i ogromna klapa. Tak chciałoby się opisać „majówkę” z perspektywy soboty (w którą to powstaje owy tekst). Miało być morze, góry lub skały lecz pogoda udowodniła nam, że czasem naprawdę ciężko jest wystawić stopy poza obręb własnego łóżka. Ambitne plany może nie wypaliły, ale całkiem dobrze zaczęłyśmy długi weekend szaloną nocą środowo-czwartkową :) Środa – dzień jak co dzień. Zaczął się zupełnie zwyczajnie. Przebiegał też jak zwykle i nic nie wskazywało na to, że jeszcze tego samego dnia wpadniemy na taki „pozytywny pomysł”. Po rozmowie telefonicznej z Martą, Beata dowiedziała się, że kilka osób jedzie na zachód i wschód słońca do rezerwatu przyrodniczego Łężczok. Ja dostałam informację na facebook’u od Bartka czy nie jedziemy z nimi..ale do 20:00 byłyśmy uziemione na ścianie więc odpadło. Temat ucichł i tak po godzinie Beata mówi… to może zadzwonię do Ani. Może pojedzie? Ku naszemu zdziwieniu stwierdziła, że chętnie pojedzie tylko do późna pracuje… zanim przyjedzie. Nim się ogarnie, zje, spakuje itp.. a my na to „OK – poczekamy”.
W końcu udało nam się dotrzeć na miejsce! Było jakoś tak po północy – hm, bliżej pierwszej. Ciemny parking, w ciemnym lesie – generalnie czarna D. Stoją dwa znane samochody więc jest dobrze. Jeszcze tylko trzeba znaleźć winowajców całej tej wyprawy. Wydawałoby się nic prostszego. W końcu mamy niebanalną ekipę! - dobrze ogarniającą każdą mapę Beatę, zachwycająca się świerszczami, ptakami, gadami, płazami i bakteriami Anię no i mnie… daruję sobie zacny opis mojej osoby :P
Ledwie ruszamy i już coś widzę w krzakach! Patrzą na mnie wielkie, świecące oczy. Pytam się Anki czy też to widzi (czasem lepiej się upewnić czy inni widzą to samo co Ty…). Całe szczęście wszystko ze mną w porządku! Najgorsze jednak było to, że te świecące oka „mnożyły” się w sekundach! Jedna para, dwie..trzy…! Trochę się z Anią nakręciłyśmy…, ale tylko troszeczeczkę! :) Beata się z nas nabijała bo sama nic nie zauważyła… Też bym tak chciała. Pewno byłoby łatwiej. W sumie to nic strasznego. Zwierzęta w lesie – normalna sprawa. Jednak zastanawiałam się nad tym jakie ma to znaczenie, że jesteśmy w rezerwacie przyrody? Tam jednak jest mniej ludzi więc zwierzaki czują się bardziej swobodnie. W każdym bądź razie nic nas nie zjadło! Nieopodal parkingu znajdowała się tablica informacyjna z dużym czerwonym punktem „tu jesteś”. Teraz to już nic nie powinno nas zaskoczyć… Poza tym, że punkty widokowe (na którym to spali nasi znajomi) są dwa, a my myślałyśmy, że jest jeden… Beata jednak zadecydowała, do którego idziemy, a my z Anką jak te cielaczki pół kroku za nią. Przeraźliwy krzyk ptaków w środku nocy, do tego niesamowicie głośny rechot żab i pomiędzy tym Ania ze swoim:

„A: słyszałaś. Takie ryba, ryba – rak, rak.
S: Ale co? Jaki rak? Jaka ryba.
A: ryba, ryba – rak, rak. Ptak tak robi…
S: aaa! No coś tam słyszę. Co to za ptak?
A: …no właśnie nie pamiętam.”

Po kilku minutach Anka krzyczy „trzciniak”! Myślę sobie i pytam „ale o co chodzi”. A ona na to „no ryba, ryba – rak, rak to trzciniak!”. I już wszystko było jasne :)

Idąc przed siebie, natrafiłyśmy na opuszczony dom strasznej czarownicy dlatego postanowiłyśmy zawrócić. Tzn. Beata stwierdziła, że nie powinno tego tu być więc pewnie skręciłyśmy nie w tą drogę gdzie miałyśmy. No to OK. Wracamy. Byle dalej od strasznej czarownicy!

Po niedługim czasie udało się. Jest punkt widokowy! Ale dziwnie tam cicho. Może to nie ten? Choć nie… z pewnością to ten - słychać pochrapywanie Bogdana. Nie było zatem komitetu powitalnego, a wino musiałyśmy wypić same! :) Rozłożyłyśmy się nieco dalej co by nie zbudzić tych, którzy fazę REM to chyba mieli już dawno za sobą ponieważ pomimo naszych starań tłukłyśmy się znacznie, a oni ani drgnęli. Posiedziałyśmy coś do 2:30 i poszłyśmy spać. Tego dnia słońce wstawało o 5:08. Nastawiłyśmy budzik i czekałyśmy. Okazało się, że „pierwsza faza świtu” nie była powalająca więc zasnęłam dalej. Beata twardo zebrała się, wzięła aparat i dzięki niej są te cudowne zdjęcia.
Nagle coś wbija mi łokieć w żebra. Anka do mnie mówi:

A: patrz! Wschód! Widzisz?
S: no widzę.
A: to co idziemy spać dalej?
S: no.
I zasnęłyśmy. :)
Rano przywitałyśmy się z wszystkimi, zjadłyśmy śniadanie i zastanawiałyśmy się co dalej. Stwierdziłyśmy, że spacer po rezerwacie z naszą panią biolog to świetny pomysł!


Druga wieża widokowa, perkoz oraz jaszczurka
Pochodziłyśmy tak z 3 godziny i w końcu dotarłyśmy do samochodu. Ilość aut na parkingu była powalająca! Czym prędzej się stamtąd ewakuowałyśmy.

Pojechałyśmy do Raciborza gdzie mieszka siostra Ani, która to ugościła nas obfitym obiadem. Posiedziałyśmy, pogadałyśmy i poszłyśmy zwiedzać Racibórz. Dziewczyny zabrały nas na najlepsze lody w tym mieście. Pomimo pełnych brzuchów nie mogłyśmy się oprzeć. Co jak co, ale nie potrafiłyśmy sobie odmówić lodów o smaku „Kinder niespodzianki”! Posiedziałyśmy przy lokalnej atrakcji – fontanna. Dzieciaki szalały. Łącznie z siostrzenicą Anki. :)
Przyszedł czas powrotu do domu. Ania została u Dagmary, a my ruszyłyśmy w stronę Siemianowic. Beata oczywiście odpłynęła, a ja lekko „zboczyłam” z kursu. Okazało się przejeżdżamy tuż obok Chudowa. Głupio byłoby nie wstąpić na zamek. Dojeżdżamy i co widzimy? Pełno motocyklistów. Motory, harley’e, skutery i inne takie. Ławki, scena i impreza. Ale o co chodzi? Nigdzie żadnej informacji… Wszystko zamykało się w haśle „majówka”.


Pooglądałyśmy zamek, wsiadłyśmy w auto i wróciłyśmy do domu. :)


Informację na temat rezerwatu Łężczok można znaleźć na stronie:
http://www.nedza.pl/turystyka/przyroda.html

Zamek w Chudowie: parking 5 zł, bilet normalny 5 zł, bilet ulgowy 3 zł, godziny otwarcia od maja do września poniedziałek, wtorek, czwartek 11:00-17:00, piątek-niedziela 11:00-19:00, środa nieczynne. Więcej informacji na temat zamku http://www.zamekchudow.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz