Rozwijane Menu

05 marca 2020

Kuba - dzień 7, 8 - Trinidad

Trinidad to obowiązkowa kropka na mapie każdego, kto odwiedza Kubę. Malownicza, kolonialna starówka, która od 1988 roku jest wpisana na światową listę dziedzictwa UNESCO. Kolorowe kamieniczki, wybrukowane uliczki, uśmiechnięci ludzie i stragany przepełnione koronkami wszelkiej maści.

Nasze pierwsze kroki w Trinidadzie wyglądały niczym scena filmowa. Mając adres Casy, w której miałyśmy się zatrzymać, nie brałyśmy pod uwagę, że problematycznie może okazać się jej znalezienie. Po godzinie poszukiwań i zaangażowania sporej ilości ludzi (w myśl zasady wnuczek za babcię, babcia za dziadka, dziadek za rzepkę... oj i kolejny Kubańczyk leciał z pomocą by pomóc nam odnaleźć adres...) udało nam się dotrzeć do celu za pomocą miłych panów z rikszy rowerowej.
Co to była za jazda! Centrum Trinidadu usłane jest kocimi łbami i aby dojechać do celu musieliśmy objechać całe centrum - "normalnymi drogami" - choć "normalne" to za dużo powiedziane! Koszt 3-4 CUC od rikszy (pomoc ujęta w cenie).
Casa położona była w na wzgórzu skąd miałyśmy piękny widok na morze oraz na Park El Cubano.
Zwiedziłyśmy okolice centrum wzdłuż i wszerz. Wstąpiłyśmy do niesamowicie klimatycznej kawiarenki Cafe Don Pepe, byłyśmy na Plaza Mayor i oczywiście spróbowałyśmy trynidadzkiego mojito, a także canchanchary.
Przebiłyśmy się przez mały targ znajdujący się w bocznych uliczkach, na którym znajdziecie całą masę straganów sprzedających wyroby koronkowe.
W Trinidadzie spędziłyśmy 2 pełne dni (i 2 noce). W końcu udało się trochę odpocząć i odetchnąć od miejskiego chaosu i autobusowego smrodu.
 

 
 
Na dzień dobry zaczepiali nas na ulicy proponując wycieczki konne. O ile na początku bardzo sceptycznie podchodziłyśmy do tematu o tyle z każdym kolejnym mojito plan przejażdżki konnej wydawał się być coraz mniej mglisty. Aż do momentu gdy zrobił się zupełnie wyraźny.
Umówiłyśmy się z niejakim Rudim na wycieczkę do parku El Cubano (30 CUC koń + 6,5 CUC opłata za wejście do Parku).
 
Rudi zaprezentował nam szybką instrukcję obsługi konia. Niby nic trudnego... Konie niby same wiedziały gdzie iść, ale wszystkie było takie... no właśnie... "niby". Jak zaczynały podskakiwać w żwawszym marszu to pozorna kontrola zostawała gdzieś w tyle... :) 
 

Podróż w jedną stronę zajęła niecałą godzinę. Po drodze zatrzymaliśmy się w "knajpce" serwującej drinki ze świeżo wyciśniętej trzciny cukrowej - nawet udało się "ukręcić" trzcinę własnym rękami! Sok możliwy jest do wypicia "saute" bądź z rumem. Którą wersję wybrałyśmy? :) (3 CUC za drink z rumem).
W samym parku miałyśmy 1,5h "czasu wolnego". Można było posiedzieć na skałce mocząc stopy w zimnej wodzie pod wodospadem z czego skorzystałyśmy z Moniką lub można było się wykąpać w tej samej zimnej wodzie z czego zadowolone były Beata z Ewą :)
 

 
Droga powrotna była niemniej ciekawa - przez wody, błota i jakby bez Rudiego, który zostawał gdzieś daleko w tyle...

Wycieczka się bardzo udała, a Rudiemu wpadła w oko nasza Ewa!
 
Po krótkim odpoczynku, wieczorem wybrałyśmy się na spacer po mieście w poszukiwaniu jedzenia oraz dobrych drinków.
 
W okolicy Plaza Mayor, znajdują się schody do słynnej knajpki Casa de la Musica gdzie odbywają się koncerty na żywo i pokazy salsy (odpłatnie). Ponadto, schody oblegane są przez turystów łapiących internet. Jest to jedne z niewielu miejsc gdzie można "skontaktować" się ze światem (choć nie wyobrażajcie sobie za dużo, nam nie udało się za bardzo "pointernecić") :)
 
Nasze kroki skierowałyśmy do knajpki La Canchanchara z topowym drinkiem o tej samej nazwie z którego słynie ów miasteczko. Koniecznie spróbujcie - podawany jest w pękatych glinianych kubeczkach oczywiście z RUMEM, miodem, lodem i sokiem z cytryny - smakuje obłędnie (3 CUC). 
 

Będąc w Trinidadzie, warto wejść do tamtejszej tawerny: Taberna La Botija. Rano na śniadanie - można powiedzieć całkiem europejskie: jajka sadzone z chrupkim pieczywem lub pyszne kanapki na ciepło (ok. 4-6 CUC, w zależności od wybranego dania). Wieczorem na obiadokolację, ale trzeba się uzbroić w cierpliwość - kolejka do wejścia jest znacznie dłuższa niż do Pizzy Hut ;) (za 3 dania i napoje zapłaciłyśmy 48 CUC).
Uwaga! Tawerna mimo tego iż czynna jest 24h otwiera się dopiero o 9-tej rano :)
 

Informacje praktyczne:
1. biuro Viazul'a otwarte jest w godzinach 8-15 ? (niestety nie ma informacji na drzwiach);
2. Tawerna, polecana przez Trip Advisor La Botija, otwarta od godziny 9-tej;
3. Wycieczka konna do parku El Cubano - 30 CUC koń + 6,5 CUC - ok. 3,5-4h);
4. Wewnątrz knajpki "La Canchanchara" znajduje się mały sklepik z pamiątkami, rumem i cygarami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz