Rozwijane Menu

24 września 2015

Krew, pot i łzy czyli Noga Za Nogą na rowerach w Beskidzie Niskim cz. 1

Zastanawiasz się czasem czy jest coś co by powstrzymało Cię od realizowania coraz to nowszych pomysłów? Kiedy tak przysiądę i zastanowię się co już w życiu próbowałam (nie mam na myśli walorów smakowych) i co widziałam to robi się całkiem pokaźna lista... Jak nie piesze wędrówki po górach (tych niższych i wyższych), spacery po mieście, wspinaczka w skałach, wizyty w jaskiniach, spływy kajakowe, skitoury (no dobra...nieudolne próby, ale wszystko przede mną!), rolki, łyżwy... w końcu przyszedł i czas na rowery!

Na "wyprawę" rowerową wybierałyśmy się jak sójki za morze - od zeszłego roku! Masa pomysłów gdzie by pojechać - Borholm, Norwegia, a może jednak Polska... ale przecież Borholm taki ładny. Tyle tam tras rowerowych i pięknych widoków...i w sumie nie jest aż tak daleko. Może komuś zaproponujemy? Beata pomyślała o Ulisesie i Kiti. Na hasło "Borholm" Ulises stwierdził "po co tam jechać - w dwa dni całą wyspę się przejdzie i tyle z frajdy...".
Nasza koncepcja wydawała się być nieco inna - dłuższa, być może mniej intensywna (tak z 30 - 40 km dziennie)...ale co się będziemy ze "starymi kolarzami" sprzeczać. To gdzie? Październik - Kaszuby i cała linia brzegowa Polskiego Bałtyku. Jasne! Uwielbiam morze! Dodatkową atrakcją mają być wylegujące się na plaży foki. Do połowy sierpnia plan był wstępnie dogadany. Niestety w sierpniu okazało się, że nasi towarzysze przyjadą we wrześniu do Draganowej (Podkarpackie) i tu koncepcja obróciła się o 180 stopni. Skoro już przejeżdżają niemal całą Polskę to bez sensu tak na weekend... Może jednak zamiast Kaszub i Pomorza zwiedzimy rowerami Beskid Niski? Przegadałyśmy temat z Beatą i doszłyśmy do wniosku, że chyba jednak nie damy rady. Nie dość, że nigdy wcześniej nie podróżowałyśmy z sakwami, a co dopiero po górach?! Ostatecznie - zdecydowałyśmy się pojechać!


DZIEŃ 0

Jako, że z Siemianowic do Draganowej jest 260 km postanowiłyśmy nie cisnąć na rowerach tylko wybrać się pociągiem, niestety pociąg jedzie dwa dni, a jeszcze trzeba by było dojechać do wyznaczonego miejsca zbiórki  dlatego w ostateczności wybrałyśmy się lanosem. Pojawił się jednak mały problem techniczny... Jak zapakować dwa rowery z bagażnikami i sakwami do auta... Długo się nie zastanawiając Beata poodkręcała z rowerów wszystko to co było zbędne (siodełka, pedały itp.). Później wyciągnęłyśmy tylną kanapę dzięki czemu można było położyć tylne oparcia na płasko.
Teraz wystarczy wszystko sprytnie poukładać (lata praktyki w pakowaniu "na tetrisa" się przydały). I już! Ale co z kanapą? Zabieramy? Będzie potrzebna? A jest to legalne? No dobra - weźmy! Spasowała na górę jak ulał :D

Na miejsce docieramy późnym wieczorem. Z samego rana rozpoczynamy naszą przygodę!


DZIEŃ 1

Pakujemy się wszyscy do jednego auta i w drogę. Kierunek: Grybów. Na dzień dobry trzeba poskręcać to co się rozkręciło... Rower Beaty miał odkręcone wszystko co można było z niego odkręcić. Najwięcej czasu zajęła walka z przednim kołem i hamulcem. Na szczęście się udało :) załadowaliśmy rzeczy na rower i jedziemy! I oczywiście zwiedzamy! :)
Pierwszy nasz kontakt z rowerem i w myślach mętlik: O kurde ale ten rower jest ciężki! Czy dam rade? Jak to możliwe że jestem tutaj? Czy będę odstawała od ekipy? To i wiele innych pytań wariowało mi w głowie! Chwila na rowerze i już mamy pierwszy podjazd, nie jesteśmy w stanie wjechać, prowadzimy rowery! Jest ciężko, gorąco ale fajnie :)
Kaplica pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa na Podchełmiu
Po jakimś czasie docieramy do Kaplicy pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa - no w końcu! Czas na małą przerwę! Idziemy ją obejrzeć (przynajmniej z zewnątrz) i porobić zdjęcia zaraz po tym wsiadamy na rowery i mozolnie pedałujemy pod górę by po chwili cieszyć się długim przyjemnym zjazdem :)
Kościół pomocniczy św. Wojciecha w Kąclowej
Śmigamy w kierunku Brunar Wyżnych, po drodze mijając Kościół św. Wojciecha w Kąclowej oraz Cerkiew greckokatolicka pw. św. Michała Archanioła we Florynce.
Cerkiew greckokatolicka pw. św. Michała Archanioła (obecnie kościół rzymskokatolicki pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa)
Uff! W końcu, kolejna chwila przerwy - dojeżdżamy do Cerkiwii św. Michała Archanioła w Brunarach Wyżnych. Cerkiew niestety jest zamknięta, ale my zwiedzamy ją dookoła :)
UWAGA!: Jest możliwość zwiedzenia wszystkich cerkwi ale wcześniej trzeba przedzwonić i umówić się. My podjęliśmy decyzję że nie będziemy ich zwiedzać w środku ponieważ nie mieliśmy na to czasu - na pewno kiedyś je zwiedzimy.
Cerkiew parafialna greckokatolicka św. Michała Archanioła w Brunarach Wyżnych
Na schodach szybko uzupełniamy energię przegryzając słodkie bułeczki lub paszteciki od taty Kiti. Wyśmienite wyroby, które w ostatniej chwili wzięliśmy ze sobą na naszą trasę, a które okazały się być niesamowitym uzupełnieniem energii. Po takim jedzeniu śmigamy dalej!
Cerkiew pw. św. Dymitra w Śnietnicy
Kawałek zajeżdżamy z naszej trasy by zobaczyć Cerkiew pw. św. Dymitra w Śnietnicy. Każda widziana przez nas cerkiew jest malownicza, w jakiś sposób tajemnicza i oczywiście stara! Większości z nich jest drewniana, ale każda jest inna (nie będziemy opisywać każdej bo to nie ma sensu, jak jesteście ciekawi to kliknijcie na odnośnik). Śmigamy dalej na niepozorną trasę, która staje się być naszym przekleństwem w tym dniu! Wjeżdżamy na szlak turystyczny czerwony, który wiedzie przez Zieloną Lipkę. Szlak jest ciężki, kamienisty, nie jesteśmy w stanie wjechać na górę o własnych siłach dlatego prowadzimy rowery co też nie jest łatwe (w sumie to nie wiem czy nie łatwiej jest jechać niż prowadzić!). 
Zjazd po podejściu też nie okazał się łatwy niestety na nim zaliczyliśmy pierwszą awarię. Jazda po górskich szlakach pełnych dziur i kamieni z załadowanym bagażnikiem to nie lada wyzwanie. Całe szczęście doświadczony kolarz uporał się z wymianą dętki w kilka chwil. 
Cerkiew Opieki Bogurodzicy w Hańczowej
Robi się coraz zimniej, staramy się znaleźć jakiś sklep by kupić sobie wodę do picia. Wszystkie sklepy niestety są zamknięte :( Na szczęście Ulises pytając o wodę znalazł właścicielkę sklepu :) Udało nas się zakupić potrzebne produkty i już tylko zostało nam znalezienie miejsca na nocleg. Po drodze mijamy Cerkiew Opieki Bogurodzicy w Hańczowej. Nocleg znajdujemy przy drodze za stogiem siana :) Wieczór spędzamy przy świeczce, opowiadając sobie historie z życia wzięte i popijając znakomite trunki.

Trasa w dużej rozdzielczości: Dzień 1
  • Trasa: Grybów, Wawrzka, Kąclowa, Florynka, Brunary Niżne, Brunary Wyżne, Śnietnica, Banica, Ropka, Hańczowa
  • Ilość km: zaledwie 41 km
  • Czas przejazdu: 7 godzin.

DZIEŃ 2

Noc nie była zbyt długa. Trzeba się było wieczorem nagadać by mieć zapas na cały dzień. Pobudka w kopie siana była na prawdę sympatyczna. Atrakcją nocną było rykowisko jeleni.
Szybkie śniadanie (oczywiście z kawą z ekspresu i spienionym mlekiem!), napełnienie bidonów, spakowanie tobołków i na siodła :) Ku przygodzie! Ku zwiedzaniu!
Cerkiew parafialna greckokatolicka św. Paraskewy w Kwiatoniu
Naszą podróż (zwiedzanie) zaczynamy od malowniczej Cerkwi św. Paraskewy w Kwiatoniu. Która zrobiła na nas wrażenie!  
To gdzie jedziemy?
Cerkiew pw. św. Paraskewy w Uściu Gorlickim
Zbliżało się południe i każdy z nas zaczynał odczuwać "mały głód". Całe szczęście udało nam się znaleźć mały zajazd (tuż przed wjazdem do Uścia Gorlickiego), który prowadzony był przez Hiszpana z krwi i kości. Pan Hiszpan podał nam pełne talerze samych pyszności! :) 
Malownicza droga wiedzie nas do kolejnej cerkwi tym razem w Łosiu.
Cerkiew pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Łosiu
Chwilę pobłądziliśmy szukając Cerkwi pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny, ale w końcu się udało. Wjeżdżamy do niej od tyłu przez bramę z dzwonami, okazuje się że wejście główne jest całkiem drugiej strony. Obok Cerkwi znajduje się Zagroda Maziarska.
W tym dniu było naprawdę gorąco - szczególnie na podjazdach! Nie wiedzieć czemu gdy jechaliśmy po płaskim to słońce się chowało za chmurami, a jak tylko zbliżaliśmy się do podjazdu to pojawiało się i smażyło nas nie miłosiernie, jeszcze bardziej utrudniając nam podjazd :(
Na drodze wypatruję coś dziwnego... gąsienicę, dość niebywałą - już z daleka ją widziałam. Miała chyba z 5-6 cm długości. Niestety nie wiem jaki to gatunek.
Cerkiew greckokatolicka św. Łukasza Ewangelisty w Leszczynach
Dzień ten jak się później okazało był dniem z pod znaku P. P jak podjazd... Wierzcie lub nie, ale jaką radością było osiągnąć szałowe 4km/h jadąc pod górkę! Chodząc pieszo, średnim tempem człowiek osiąga 6km/h... Wszystko było o tyle dołujące, że górzyste kawałki miały po kilka kilometrów. I tak kręciło się prawie, że w miejscu bez perspektywy na najbliższą godzinę lub dwie... No ale co - my nie damy rady? :) Po długim męczącym podjeździe czekała nas nagroda - fajny zjazd o z widokiem na Cerkiew św. Łukasza Ewangelisty w Leszczynach
Cerkiew pw. św. Łukasza Apostoła w Kunkowej
Cerkwi pw. św. Łukasza Apostoła w Kunkowej. Zdjęcia robimy z daleka ponieważ nie mamy mocy, aby podjechać pod samą cerkiew. Toż to przed nami kolejny długi podjazd.
Kaplica rzymskokatolicka św. Stanisława - Oderne
Pomiędzy zjazdem, a podjazdem widzimy bardzo ładną Kaplica św. Stanisława. Stojąc u podnóża kapliczki można podziwiać przepiękny widok. 
Takie tam, niby niskie górki pagórki...
Greckokatolicka kaplica p.w. Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej w Oderne
Greckokatolicka kaplica p.w. Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej z 1889r. 
Jak się później okazało w/w kaplica była jedyną, która była otwarta i do której weszliśmy :)
Cmentarz wojenny nr 60 z I wojny światowej - Magura, przełęcz Małastowska oraz dzwonnica w Pętnej
Po drodze zwiedziliśmy także cmentarz wojenny nr 60 z okresu I wojny światowej. Pochowano tu 174 żołnierzy Ausrto-Węgier. Pod cmentarzem nie zauważamy, w którą stronę pojechali Ulises z Kity - losujemy i jedziemy w prawo... Na szczęście udaje się i po bardzo długim zjeździe spotykamy się z nimi. Szukamy sklepu... po raz kolejny na próżno... ( z pomocą przychodzi Pani z przydrożngo gospodarstwa, która daje nam puste butelki i możliwość napełnienia ich wodą. Jesteśmy uratowani!
Atrakcyjny nocleg znajdujemy zupełnie przypadkowo. Zaczęło się od tego iż zaintrygowała nas tabliczka "sklep i park linowy". Sonia z Ulisesem jadą sprawdzić co tajemniczego skrywa owa tabliczka... Coś długo ich nie ma. Po 15 minutach dzwoni Sonia i mówi żebyśmy z Kiti przyszły do nich. Okazuje się że sympatyczna właścicielka parku linowego pozwoliła nam zostać na jego terenie. Warunek był jeden - zakaz rozpalania ogniska - jest zbyt sucho! Nam to akurat nie przeszkadza - w końcu mamy znicz! :)
Robimy jeszcze zakupy w parkowym sklepiku, w którym dostępne są jedynie piwo, woda i coca cola w puszce. Kupujemy każdego po trochu :)

Trasa w dużej rozdzielczości: Dzień 2

  • Trasa: Hańczowa, Kwiatoń, Ujście Gorlickie, Klimkówka, Łosie, Leszczyny, Kunkowa, Oderne, Nowica, Przełęcz Małastowska, Małastów, Pętna, Banica, Krzywa
  • Ilość km: 41
  • Czas: 9-18 = 9h